Instynkt życia, czyli kilka słów o śmierci

...czyli kilka słów o śmierci.

Instynkt życia, czyli kilka słów o śmierci (fot. pixabay.com).

Zauważyłem w ostatnim czasie, że jedną z moich ulubionych czynności podczas spacerów, oprócz wdychania (nie zawsze) świeżego powietrza, jest czytanie klepsydr, ze szczególnym uwzględnieniem wieku zmarłych.

Kiedyś, będąc młodym człowiekiem, zastanawiałem się, dlaczego człowiek umiera. A jeśli już umiera, dlaczego akurat mając siedemdziesiąt siedem, osiemdziesiąt dwa, a może i dziewięćdziesiąt dziewięć lat. Tłumaczyłem sobie, że ten człowiek czekał na właściwą chwilę – to jest taką, w której wypełnił wszelkie dobro, do którego został przeznaczony. Pan Bóg dał mu szansę do ostatniego dnia.

Z biegiem dni, biegiem lat, stwierdziłem, że umierają też ludzie, którzy z dobrem mają niewiele wspólnego – w związku z tym, pieczołowicie ułożona w mojej głowie koncepcja się rozsypała.

Dlaczego ludzie umierają w wieku dwudziestu kilku, trzydziestu, a nawet czterdziestu lat?

Niebezpieczna odpowiedź

Żegnają się ze światem nienarodzeni, a oczekiwani, żyjący rok, może dwa. Śmiertelnie chorzy, wśród nich na własne życzenie. Ostatnio, nieopodal Jasła, zginęła pod kołami ciężarówki osiemdziesięciodziewięcioletnia kobieta. Tyle lat niewątpliwych zmagań z życiem, wojnę przeżyć, i tak, po prostu, niedaleko domu, zginąć na drodze?

– Bo tak, i już.

Odpowiedź taka jest niebezpieczna, gdyż niejeden z nas może pomyśleć: „Po co więc żyć dziewięćdziesiąt lat, skoro odchodząc wcześniej, omijasz wiele lat niepotrzebnej męki i udręki światowej, także finansowej (mam na myśli wiele milionów Polaków mieszkających w Polsce). Odpowiedź ta otwiera szansę na niezdrowe życie, wyniszczające organizm „zachcianki”, które określone na smutnym ogłoszeniu lata życia skracają do niezbędnego minimum.

Emerytura a ryzyko jej niedożycia

Państwa, które dają ludziom odpowiednią wysokość zarobków, a w następstwie emeryturę, mogą cieszyć się zadowolonym emerytem, łykającym podróże bliższe i dalsze niczym powietrze. Emeryt chce żyć, łaknie wszystkiego, na co wcześniej miał zbyt mało czasu. Stanem naturalnym jest ochota na życie – odwrotność określać należy jako wszelkiego rodzaju anormalne, chorobliwe psychozy.

Życia wartość oceniana jest przez wielbicieli sloganów jako „bezcenna”. W praktyce jednak należy na śmierć popatrzeć przez prymat nieokreślonego chichotu losu, który sprawia „nagłość”, „tragedię”, „wypadek”. Źle podany lek. Zagapienie się. Zbyt dużo wypitego alkoholu. Atak terrorystyczny. „Znalazł się nie w porę, nie w tym miejscu”.

Można „gdybać” o prawdopodobieństwie wystąpienia konkretnego ryzyka, co nie zmienia faktu, że coś bezcennego niknie w maleńkiej chwili. To uczucie gorsze od wrażenia zgubionego w głębokim morzu złotego pierścionka z brylantem, kosztownej pamiątki. A jednak?

Czas

Podnosimy się, żyjemy dalej. A może właśnie trzeba powiedzieć: „To miejsce, ten czas!”.

Właśnie – czas. Względność czasu pokazuje, że najlepszym podejściem do otoczenia jest odpowiedni dystans. Ktoś jest, za chwilę go nie ma. Niekoniecznie z powodu śmierci. Strata jest do przeżycia, albo z uwagi na nadzieję wynikającą z wiary, albo właśnie z uwagi na „czas, który leczy rany”.

A, zapewne, na ani jedno, ani też drugie. Może właśnie skupienie się na sobie i na konieczności „życia dalej” sprawia, że „dajemy radę”? Stan naturalny zwycięża – instynkt życia.

SUPLEMENT

Dziś, kiedy przeglądałem swoje archiwa wszelakie pod kątem zupełnie innych aspektów merytorycznych, natknąłem się na szkic homilii, wygłoszonej w 1974 r. podczas mszy świętej kończącej ten rok. Publikuję to w oryginalnym ujęciu, ze względu na niespodziewaną bliskość myśli, które ponad czterdzieści lat temu w czyjejś głowie „brzmiały” podobnie. Czas, jak widać, nie ma tutaj istotnego znaczenia.

Kazanie ks. Stanisława Kołtaka na zakończenie roku 1974

Kazanie ks. Stanisława Kołtaka, wygłoszone na zakończenie roku 1974 w parafii św. Stanisława BM.

Komentarze

Komentarze