Językowa poprawność

Językową poprawność można mieć gdzieś. Ale czy warto?

Językową poprawność można mieć gdzieś. Ale czy warto? (fot. by pixabay.com)

Rzekłem dziś z rana, pod swoim nosem, coś nowego wszakże zaistniało (w sensie: zapachniało):

– Wali zdechłym szczurem. Całe szczęście, już nie tylko stęchlizną. Padliną.

Po czym, przez chwilę, począłem się zastanawiać nad poprawnością myśli mej stwierdzenia: zdechłym, czy zdechniętym?

Wkurza mnie czasami ta językowa poprawność, choć nie wykluczam jednocześnie wartości jej istnienia, a – co ważniejsze – stosowania. Mimo wszystko, ważne jest, aby wypowiadać się poprawnie, szczególnie, gdy chodzi o rodowity język.

Swoje niezdecydowanie postanowiłem zabić smakiem śniadania, ze szczególnym akcentem mocno czosnkowej kiełbasy swojskiej, rodzimego wydania.

Ziemniak, czyli pyr, a może pyra?

Na nieszczęście, tego samego dnia, na początku listopada br., gdzieś po południu, spotkałem się z audycją przedstawioną w pierwszym programie Polskiego Radia, w której główną rolę odgrywały: demografka, badaczka, biografka, fizyczka, matematyczka.

Automat mój mózgowy począł wskazywać, czy aby poprawnością językową („Bo polityczną, oczywiście, tak!” – przynajmniej połowa z Was krzyknie), jest sformułowanie:

  • kasjer – w brzmieniu żeńskim: kasjerka;
  • kucharz – kucharka;

ale:

  • but – i co? Butka, butonierka (niewielki otwór na guzik w lewej klapie marynarki)?;
  • pilot – i co? Pilotka (z tego, co zdążyłem pojąć, określa czapkę albo kurtkę)?;
  • pedagog – to jest pedagożka (brzmi prawie jak papużka – dla mnie obraźliwie, choć z pedagogiką nie mam wiele wspólnego. Można by w drugą stronę zapytać, czy samiec papużki to papug?).

Można wymieniać podobne stwierdzenia:

  • antropolożka,
  • psycholożka,
  • a może: inżynierka?

Już sobie wyobrażam to ostatnie wpisane na dyplomie ukończenia studiów: magisterka inżynierka. Tfu…

No, ale jest i działanie w drugą stronę.

  • Maszynistka – to ta, co pisze na maszynie, czy może ta, która prowadzi lokomotywę?
  • Mechaniczka – to ta, co naprawia maszyny, czy może mechaniczy gdzieś?

A zegarmistrz? – Kobieta, to kto?

  • Zegarmistrzka, zegarmistrzyni…? Wszyscy wiemy, że nie zegarmistrzowa.

Z tej samej grupy, zapytać można:

  • Burmistrz? A pani? – To kto? Burmistrzyni? Burmistrzka? Na pewno nie burmistrzowa.
  • Inspektor? – Inspektorka? Inspektorzyna?

Ze specjalistą nie ma problemu, bo przecież jest specjalistka! Ale już na służbowych pieczątkach urzędu nie ma „specjalistek”, ani też „inspektorek”. Jest, po prostu, Grażyna […] specjalista, Anna […] inspektor. A więc? O co chodzi?

Panie feministki bardzo wybiórczo, czyli tam, gdzie im odpowiada, starają się wprowadzać swoje średnio uzasadnione teorie.

Mirosław Bańko z Uniwersytetu Warszawskiego wyjaśnia, że „Wiele nowych nazw żeńskich przyjmuje się z oporami, niektóre osoby (w tym kobiety) uważają je za mało prestiżowe, a nawet dziwaczne. Od jakiegoś czasu jedne z tych form upowszechniają się, co uważam za korzystne dla polszczyzny, gdyż zwiększają jej możliwości jako narzędzia komunikacji”.

Językoznawcy twierdzą więc: Język żyje!

Dość klarownie wyjaśnia moje wątpliwości Katarzyna Kłosińska, również z Uniwersytetu Warszawskiego, tłumacząc, że „Kolejnym kłopotem jest to, że dla sporej części nazw nie utrwaliły się formy żeńskie, choć nie ma ku ich stworzeniu przeciwwskazań ze strony systemu języka. Przykładem są choćby żeńskie odpowiedniki rzeczowników profesor, minister czy premier – profesorka, ministerka, premierka (niektórzy posługują się też formami profesora, ministra, premiera, które uważam za błędnie utworzone) – część osób ich używa oficjalnie, część tylko prywatnie, a część nie stosuje ich w ogóle, której kolejna część otwarcie wypowiada się przeciwko nim. Problem jest więc nie w systemie języka, lecz w naszych przekonaniach i przyzwyczajeniach. Wszystkie nazwy […] (także pedagożka, psycholożka), są poprawnie utworzone (choć niektórzy uważają je za „niepoważne”), więc w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, by ich używać. Trzeba jednak pamiętać o tym, że mogą zostać odebrane jako deklaracja poglądów feministycznych, w czym nie byłoby oczywiście nic złego, gdyby z taką intencją były używane”.

Tyle pani Katarzyna. Ja tam jednak uważam, że jeśli coś od początku jest lodówką, na przykład, nigdy nie będzie (nie powinno być?) lodówem, a kuchenka – kuchenkiem oraz butelka nie będzie butelem. I tu nie zgodzę się z językoznawcami, bo sama językowa poprawność utworzenia nazwy, moim zdaniem, nie usprawiedliwia jej stosowania, tym bardziej, że – sami przyznają – brzmiącej czasami dziwacznie i niepoważnie, a moim zdaniem: okropnie.

Ale, cóż… Świat idzie z postępem, a filozofom się od dawna nie śniło…

Komentarze

Komentarze