Baba z jajami i facet z bombą

Baba z jajami i facet z bombą

Baba z jajami i facet z bombą (fot. pixabay.com)

Powstrzymuję się bardzo od emocjonalnej reakcji na żarty o jajach, które w ostatnim czasie nasiliły się w Radiu Zet (koleżanki wybór na służbowym radioodbiorniku). Przykro się robi, kiedy święta Wielkiej Nocy, kojarzą się obecnie dziennikarzom (i nie tylko dziennikarzom) jedynie z jajami, zajączkiem i świeżo wyklutym ćwierkającym kurczakiem. I wszystko za jedynie 4,99 zł w tej czy innej, zbijającej kasę na Polakach, sieci sklepów: niemieckich, portugalskich, francuskich itp.

Ale czegóż wymagać od pustogłowia, pytającego co parę minut swojej redakcyjnej koleżanki: Masz jaja? Albo odnosząc się do autoreklamy o audycji pt.: „Wielkanocne baby z jajami”.

Cały problem polega na tym, że trudno mnie rozbawić głupotą. Idioci są zawsze żenujący, niektórym wydaje się, niestety, że przy tym są zabawni. A to już są interesujące przypadki do analizy – wyższy stopień wtajemniczenia: matoły do potęgi.

Wiadomym jest, że głupek nie przyzna się nigdy do tego, że jest niepełnosprawny na umyśle. Przyjęło się też, że ów rację swą uzasadniał będzie w nieskończoność, pogrążając się zupełnie, cały czas mając przekonanie o słuszności swojej myśli. W tym przypadku jest jak ze starym porzekadłem, aby nie spierać się (walczyć) z głupim, gdyż najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem.

Spłycenie wartości nie jest przypadkowym działaniem. Opowiadanie o świętach, jako spotkaniu z króliczkiem, zieloną trawką, jajeczkiem w majonezie, ma swój wypaczony sens. Zgodnie z tą myślą, człowiek ma lewitować wśród materialnej rzeczywistości, ma się nie zastanawiać nad istotą, głębszym sensem czegokolwiek – ma nie myśleć.

Prostakowi łatwiej jest przekazać w radiowych czy telewizyjnych, często zmanipulowanych informacjach, błędnie nazywanych, na przykład, „faktami”, jakiekolwiek treści.

Przekaz działa, bo prostak wierzy w to, co widzi.

Kolega opowiedział mi wczoraj historię „na czasie”. Jego znajomy, pracujący w Szwecji, mieszkał ściana w ścianę z muzułmaninem, wyglądającym na całkiem przyzwoitego człowieka-sąsiada, z którym codziennie witał się wychodząc do pracy, spotykając go przed budynkiem mieszkalnym.
– Hi, how are you?
– Hello! I am fine! Super, cudownie, idę do pracy, piękny dziś mamy dzień – odpowiadał zawsze, do momentu, gdy wreszcie nie został wezwany przez przełożonego gminy muzułmańskiej. Od chwili tej rozmowy nie jest już tym samym człowiekiem: sąsiadów nie poznaje, kontaktów nie utrzymuje, nie rozmawia.

Nic. Beton. Dzikus.

Zero, któremu następnym razem każą przypiąć ładunki wybuchowe, a ten pójdzie i zdetonuje je na sobie.

Komentarze

Komentarze