Przaśnego chleba smak

Fragment komunikanta z włóknami mięśnia serca (tot. christiania.pl)

Przaśnego chleba smak. Fragment komunikanta z włóknami mięśnia serca (fot. christiania.pl)

W ostatnich dniach stało się głośno o eucharystycznym cudzie w Legnicy, który miał miejsce w Boże Narodzenie 2013 roku, w kościele św. Jacka (np.: http://www.tvn24.pl/wroclaw,44/cud-w-legnicy-pan-bog-daje-nam-pewne-znaki,634913.html ; http://wiadomosci.onet.pl/wroclaw/cud-w-legnicy-lekarze-i-duchowni-przedstawili-szczegoly/w3j55z ; http://www.fakt.pl/polska/cud-eucharystyczny-w-legnicy-oplatek-krwawil,artykuly,624395.html), a dzisiaj, w największym śmietniku świata, Facebook’u, znalazłem podobny opis cudu w Vilakannur (http://parezja.pl/cud-eucharystyczny-w-indiach/).

Śmietnik współczesny ma to do siebie, że ludzie w(y)rzucają wiele, mniej lub bardziej, wartościowych rzeczy, a inni zajmują się wieczornym i nocnym zbieractwem, ciesząc się ze znaleziska.

Ponad rok temu, po niespodziewanym pobycie w Sokółce, opublikowałem w numerze setnym „Kościółka” taki oto reportażyk…

***

Zupełnie niespodziewanie trafił się wyjazd do Białegostoku. Trochę daleko, ale żona dostała zaproszenie do wygłoszenia referatu podczas konferencji naukowej na tamtejszym uniwersytecie. Próbuję znaleźć sensowny i tani nocleg, biorę dwa dni urlopu, a korzystając z bliskości weekendu, wyjeżdżamy już w sobotni poranek.

Cel: Białystok

Dzwonię do znajomych w Białymstoku, ale oni, niestety, odmawiają udzielenia noclegu, tłumacząc remontem mieszkania. Proponują swoich bliskich w Sokółce – sprawdzamy, to niecałe pół godziny drogi do miasta docelowego, kalkulujemy i… umawiamy się na zamieszkanie u nich.

Nawigacja pokazuje pięćset trzydzieści kilometrów, trochę daleko, jak na mały samochodzik z 2000 roku… Jednak wyjeżdżamy. Walizki, torby, prowiant na drogę i pobyt – zabezpieczony. Na miejscu bardzo cieszy widok lodówki, kuchenki mikrofalowej, elektrycznej, łóżka, telewizora. Jest pięknie! I kusi odległość do granicy z Białorusią – siedemnaście kilometrów, do Grodna niecałe czterdzieści.  Białorusini wydają się jednak mało przyjaźni. Nie czuję się zaproszony.

W przeznaczonym nam pokoju wzrok przykuwają leżące na szafce lokalne ulotki o mieście i okolicy. Czytam o szlaku śladami filmu „U Pana Boga za piecem”, o Królowym Moście, o osiedlonych w regionie przed ponad trzystu laty Tatarami, ale szczególną uwagę zwraca „cud w Sokółce”. Czytam w sobotni wieczór o cudzie, którego świadkiem osobiście mam okazję stać się jutro. Sprawdzam na internetowych stronach: pojawia się parafia św. Antoniego Padewskiego – najbardziej odpowiednią będzie niedzielna msza o godzinie 10.00. Zrobiło się „jasielsko”. Sobotni, wieczorny spacer ponadto ujawnia, że Zespół Szkół Rolniczych, obok którego przechodzę, nazwany został imieniem majora Henryka Dobrzańskiego – Hubala. Czuję się jak  w domu.

Nie ukrywam, że im więcej o cudzie czytam, tym bardziej emocje zaczynają przybierać na sile. Nie wystarczają mi treści  lokalnych ulotek i folderów – szukam informacji w Internecie. Bo okazuje się, że sprawa „cudu” dla jednych jest czymś zupełnie naturalnym (czyt.: oczywistym), a dla innych, racjonalistów – problematycznym. I próbują nawet tego dowodzić… w sądzie.

Jednak: Sokółka

Nocleg w Sokółce zdawał się być swoistym szaleństwem, choć z uwagi na niskie koszty zdecydowaliśmy się pokonywać codziennie osiemdziesiąt kilometrów (do Białegostoku i z powrotem). Zgodnie z zasadą: „Nie ma przypadków”, poddaliśmy się.

Atmosfera Białostocczyzny dała się odczuwać na każdym kroku. O sielskim akcencie nie wspominam, ale mijane zabudowania, często cerkwie, bezpośrednio przenoszą mnie w klimat filmowej serii „U Pana Boga w ogródku”.

Dziś jest niedziela, kolejny dzień spędzany na Podlasiu. Kościół, wewnątrz dawno nieodnawiany, w czasie mszy śpiewa chór, prawie identycznie, jak w cytowanej wyżej fabularnej historii. Szukam kaplicy, o której czytałem poprzedniego wieczoru. Domyślam się, że jest kilka metrów dalej. Większość wchodzących do kościoła klęka przed wykutą bramą, znajdującej się w lewej nawie. Podchodzimy tam dopiero po skończonej mszy.

Ciało Chrystusa

– Była to niedziela, 12 października 2008 roku, tuż po beatyfikacji sługi Bożego ks. Michała Sopoćki. Podczas mszy rozpoczynającej się w kościele św. Antoniego w Sokółce o godzinie 8.30, w trakcie udzielania komunii, jednemu z kapłanów wypadł na stopień ołtarza konsekrowany komunikant. Kapłan przerwał udzielanie komunii, podniósł go i, zgodnie z przepisem liturgicznym, włożył do vasculum – małego naczynia z wodą, stojącego zwykle przy tabernakulum. Komunikant eucharystyczny miał się w tym naczyniu rozpuścić – tak oficjalnie początek historii opisany został przez parafię w Sokółce.

Po skończonej celebracji, siostra Julia Dubowska, zakrystianka z posługującego w parafii Zgromadzenia Sióstr Eucharystek, mając świadomość, że konsekrowany komunikant będzie rozpuszczał się jakiś czas, na polecenie ks. Stanisława Gniedziejko, proboszcza parafii, przelała zawartość vasculum do innego naczynia i umieściła je w sejfie znajdującym się w zakrystii. Po upływie tygodnia, 19 października, w niedzielę misyjną, s. Julia – przynaglona zapytaniem proboszcza o stan komunikantu – zajrzała do sejfu. Otwierając go, poczuła delikatny zapach przaśnego chleba, a następnie zobaczyła czystą wodę z rozpuszczającym się w niej komunikantem, na środku którego widniała wypukła plamka o intensywnej czerwonej barwie, przypominająca wyglądem skrzep krwi, mający postać jakby żywej cząstki ciała. Woda w naczyniu była niezabarwiona.

Siostra natychmiast powiadomiła proboszcza, który wraz z miejscowymi kapłanami i misjonarzem, ks. Ryszardem Górowskim, wyrażali wielkie zaskoczenie i zadziwienie.

Nauka

Powiadomiona o zdarzeniu białostocka kuria zleciła badanie próbek hostii przez dwóch patomorfologów, prof. Stanisława Sulkowskiego i prof. Marię Sobaniec-Łotowską z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Po przeprowadzonej analizie orzekli, że „przysłany do oceny materiał […] wskazuje na tkankę mięśnia sercowego, a przynajmniej, ze wszystkich tkanek żywych organizmu najbardziej ją przypomina”.

Prof. Sobaniec-Łotowska przedstawiła wyniki badań. – Obserwowaliśmy zjawisko wzajemnego przenikania się struktury komunikantu z włóknami mięśnia serca. Tkanka, która pojawiła się na Hostii, była z nią w sposób bardzo ścisły, nierozerwalny złączona, co jest ważnym dowodem, że nie mogło tu być jakiejkolwiek ludzkiej ingerencji. […] Centralne położenie jąder komórkowych wskazuje, że jest to mięsień serca ludzkiego. Obserwowaliśmy cechy wyraźniej nasilonej segmentacji włókien, to jest uszkodzenie komórek w miejscu wstawek (czyli struktur charakterystycznych dla mięśnia sercowego) i fragmentacji – to są uszkodzenia włókien poza wstawkami; również na przebiegu pojedynczych włókien znajdowaliśmy obrazy mogące odpowiadać węzłom skurczu. Takie zmiany powstają jedynie we włóknach niemartwiczych i odzwierciedlają skurcze mięśnia serca w okresie przedśmiertnym, to jest agonalnym.

„Super Express”, 29 października 2009 r., opublikował wypowiedź eksperta, również z UMB, prof. Lecha Chyczewskiego, w której zakwestionował on sposób przeprowadzonych wcześniej badań. – Nie mogły dowieść, że na hostii pojawiło się ludzkie serce – twierdził. Autorzy artykułu napisali, że najlepsi w Polsce specjaliści z dziedziny biologii i medycyny uznali, że zabarwienie hostii na czerwono to efekt działania bakterii zwanych pałeczką krwawą, a w żadnym wypadku nie jest to przemiana w ciało Chrystusa. Eksperci generalnie krytykowali badania Sulkowskiego i Sobaniec-Łotowskiej za „nieprzeprowadzenie badań genetyczno-molekularnych, nieustalenie do przedstawiciela jakiego gatunku miałaby należeć tkanka, emocjonalne traktowanie religii przez tę drugą”, która nie wypełniła wymaganych dokumentów, gdyż „nie znała numeru PESEL ani adresu Boga”.

Jak się jednak okazuje, ślady grupy krwi AB na Całunie Turyńskim pokrywają się z tymi, które występują  na relikwii hostii w Sokółce i fragmencie serca w Lanciano.

– Kościół od początku ostrożnie traktuje sprawę zjawiska z Sokółki, a jego rolą nie jest stawianie Jezusa przed sądem. Religia to rzecz wiary i pewnej tajemnicy. Biskup białostocki napisał list, który za pośrednictwem Nuncjatury Apostolskiej w Warszawie został przekazany do papieża – tłumaczy ks. Andrzej Dębski, rzecznik białostockiej kurii.

Cuda

We wrześniu 2013 roku, nie po raz pierwszy, gazeta „Fakt” opisywała zdarzenia z sokólskiego kościoła w kontekście przesyłanych świadectw ludzi doznających wielorakich łask.

– Są uzdrowienia z raka, nawrócenia, a jedna pani nawet wymodliła, że po 32 latach jej mąż – ateista, poprosił o ślub kościelny i się nawrócił – opowiadał wówczas na łamach gazety ks. Stanisław Gniedziejko, proboszcz parafii św. Antoniego. Zgłaszane były przypadki rozwiązania problemów finansowych, ktoś dostał pracę. Doszło nawet do uzdrowienia płodu w ciele matki. – Jest wspólny mianownik tych wydarzeń. Wierni, którzy tu przyjeżdżają, bardzo przeżywają zetknięcie z cząstką Ciała Pańskiego. Większość wyjeżdża stąd odmieniona i skupiona – zapewnia proboszcz.

Kościół św. Antoniego w Sokółce (fot. ja)

Kościół św. Antoniego w Sokółce (fot. ja)

Stanisław Kuma do Sokółki przyjechał ze Szwecji. Chorował na raka, który zaatakował wątrobę oraz węzły chłonne. Lekarze nie dawali mu szans. Pozostała modlitwa.

Postanowił nocować w hotelu obok kościoła. Obudził go dźwięk dzwonów. Wtedy poczuł, że dzieje się coś dziwnego. – Leżałem bez ruchu. W lewym boku, gdzie była rana, czułem, jakby ktoś przyłożył mi ciepły okład. […] Uklęknąłem przed Cudowną Hostią i znów poczułem w lewym boku, jakby ktoś mi przyłożył ciepły kompres, lecz mniej intensywny. Nie potrafiłem wypowiedzieć słowa, tylko łzy mi leciały – napisał w swoim świadectwie.

Takich historii, doręczonych proboszczowi w okresie kilku ostatnich lat, są już setki.

Rozum

Upłynął rok. To wystarczyło, aby Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów, na podstawie ustalonych dotychczas faktów, złożyło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa m.in. znieważenia zwłok ludzkich i zabójstwa nieustalonej osoby. Ich zdaniem, skoro naukowcy rozpoznali fragment mięśnia sercowego człowieka będącego w agonii, popełniono morderstwo.

W październiku 2009 roku, Prokuratura Rejonowa w Sokółce odmówiła wszczęcia śledztwa „wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa”. Stowarzyszenie złożyło zażalenie.

Sąd Okręgowy w Białymstoku postanowienie prokuratury utrzymał w mocy. Zdaniem sądu „zażalenie jest oczywiście bezzasadne, gdyż podstawę do wszczęcia postępowania przygotowawczego może stanowić jedynie uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa” – powiedział sędzia Janusz Sulima. Dodał wtedy, że nie jest wymagane pełne przekonanie o zaistnieniu przestępstwa, ale nie wystarczy jedynie przypuszczenie jego popełnienia.

Wiara

Rozpętała się medialna burza. Kto ma rację: profesorowie z uniwersytetu medycznego, racjonaliści ze stowarzyszenia, a może uzdrowieni ze śmiertelnych chorób?

Po mszy staję przy zamkniętej bramie kaplicy. Klękam, nieśmiało podnoszę wzrok. Ołtarz, tabernakulum, a na nim relikwiarz, z czerwoną cząstką. W mojej głowie przewijają się wszystkie przeczytane informacje, fakty, dokumenty, zdarzenia, analizy, aspekty, teorie, hipotezy, sądowe procesy. Kościół w Sokółce. Jestem w „jakiejś tam” Sokółce. Pięćset trzydzieści kilometrów od Jasła.

Jakie dowody? Co stało się innego? Przecież każdego dnia zmienia się hostia w Ciało Jezusa, podczas każdej mszy. Jaki więc cud? Kto w to wierzy? Czy wierzy bardziej, gdy konsekrowany komunikant zmienił się w czerwony fragment ludzkiej tkanki, choćby wskutek teoretycznego działania bakterii? Nonsens. Przecież cud to oczywistość, która dzieje się każdego dnia, którą w sobie trzeba odkryć. Oczywistość wiary.

Komentarze

Komentarze