Uśmiechnij się! Jesteś w Gdyni!

Doktryna szoku. Chciałbym dożyć takich dni. Książki o przeszłości w kontekście przyszłości? (fot. by pixabay.com)

Doktryna szoku. Chciałbym dożyć takich dni. Książki o przeszłości w kontekście przyszłości? (fot. by pixabay.com)

Odwiedziłem w ostatnim czasie kilka miast w Polsce, zdecydowanie większych od Jasła, i okazuje się, że moje spostrzeżenia, zamieszczane w tym blogu, powstające na podstawie dotychczasowych doświadczeń, korzystając przy okazji z niezbyt skomplikowanej umiejętności posługiwania się logicznym myśleniem, niewiele odbiegają od prawdy, żeby (nieskromnie) nie powiedzieć – są z nią tożsame.

Otóż – Gdynia…

Nie do końca zdając sobie sprawę z przyczyn, doszło też do mnie w ostatnim czasie, że dopadła mnie proza wspomnieniowa, jakkolwiek to stwierdzenie rozumieć.

Nie mam zamiaru w tym miejscu i chwili konkurować z klasykami tego gatunku w literaturze (a, broń Boże, gdy mówimy o wspomnieniowej poezji), bo nie czuję się na siłach, ani nawet próbować nie śmiałbym z autorami, o których uczą panie „uczycielki” (konsekwentnie trzymam się terminologii) w nazywanych przez mojego licealnego wychowawcę – „pipidówkach”.

Kolejny raz spaceruję uliczkami umierającego miasta, po niedawnym powrocie z miejsca, które witało mnie tablicą o treści: „Gdynia – moje miasto. Uśmiechnij się, jesteś w Gdyni”. Jak się okazuje, równo dziesięć lat temu, miasto zdobyło nagrodę w kategorii „Witacz istniejący”.

Dla skonkretyzowania informacji, pragnę dodać, że podczas oceny jurorzy brali pod uwagę następujące cechy:
– estetyka (20%),
– kreatywność (30%),
– komunikatywność (20%),
– efektywność (30%).

Gdynia moje miasto. Uśmiechnij się, jesteś w Gdyni! (fot. https://www.signs.pl)

Gdynia moje miasto. Uśmiechnij się, jesteś w Gdyni! (fot. https://www.signs.pl)

Nie mam pojęcia, czy miasto Jasło wystąpiło w jakimkolwiek konkursie na „witacze”. Wiem, że konkurs taki został ogłoszony wśród pospólstwa (oficjalnie nazywa się to: konsultacje społeczne), ze wskazanym hasłem wiodącym i kolorystycznym trendem: „Winne klimaty”. I chyba, faktycznie, wygrało bardziej hasło niż grafika, gdyż hasło funkcjonuje, a reszta nadal w powijakach.

Wiadomym jest, że Gdynia z Jasłem konkurować nie ma o co, ani z czym. Nie ma nawet co porównywać potencjału. Niegdyś, jako młody chłopiec, kibicowałem Jasłu, nie mogąc wiele zdziałać, w telewizyjnym konkursie miast „Jasło – Iława”. Bardzo chciałem, żeby wygrało Jasło, i tak się też stało – dlaczego? Do dziś nie pojmuję. Tajemnicą poliszynela jest, że w grę wchodziła korupcja  (oficjalnie: decydujący głos – wskazanie, jak to się robi czasami przy remisie).

Ale w chwili, kiedy piszę ten tekst, nie pojmuję wielu innych, zdecydowanie bardziej istotnych spraw. Jednych – z uwagi na ograniczenia swojego myślenia; drugich – z uwagi na ich „dziejową niewytłumaczalność”. I tej terminologii się trzymajmy. Dziejowa niewytłumaczalność – to aspekt wydarzeń, o które śmiał kiedyś zapytać mnie Grzegorz, zlecając mi do napisania tekst o „spiskowej teorii dziejów”.

Gdynia. Miasto mi nieznane. Polubiłem je jednak bardzo szybko, wjeżdżając doń. Jakże mogło być inaczej, gdy czytam: „Uśmiechnij się, jesteś w Gdyni”. Myślę sobie: „Witacz, jak witacz. W Jaśle też zapraszają do winnych.”

Faktycznie – winnych

Bo hasło wygrało – nie grafika. A witaczy, jak nie było, tak nie ma.

Witacz Jasło. Winne klimaty (fot. http://www.aleksandrawladyka.net)

Projekt witacza w Jaśle. Winne klimaty (fot. http://www.aleksandrawladyka.net)

Pisałem niegdyś o mieście wymarłym, a teraz jawi się w mej głowie obraz współczucia wobec tych, którzy to miasto odbudowywali po kompletnym zniszczeniu w 1944 r. Faktycznie, można się zastanawiać, czy postawienie miasta od podstaw miało sens? Drastyczne określenia i pytania dotyczą nie tylko moich wyobrażeń, ale też faktów – teorii, o których dywagują geopolitycy, bo Jasło, podobno, z uwagi na ogrom zniszczeń, miało zostać po wojnie przeniesione w zupełnie inne miejsce. Miało nie zostać odbudowane. Ale powstało na nowo, prężnie się rozwijało (czas przeszły ma tutaj zasadnicze znaczenie). Z rozrzewnieniem czyta się wspomnienia mieszkańców, opuszczających we wrześniu 1944 r. swoje rodzinne Jasło. Jasło ma swoją tragedię: jak Warszawa, zniszczone niemal doszczętnie oraz datę: 13 września, prawie jak Nowy Jork, dwa dni wcześniej i sześćdziesiąt siedem lat później.

Tak się złożyło, że rodzinny pobyt nad polskim morzem spędziliśmy w gościnie u kolegi, którego fascynują wskazane wyżej geopolityczne teorie. Dyskutowaliśmy wiele, wieczory spędzając przy orłowskiej ławeczce, nadgryzając podkarpackiej urody słonecznika, oszczędzonego przez szpaki i inne tutejsze ptactwo. Jako że Wojtek jest rodem spod Sanoka, rozumiał doskonale sens przywiezionego ziarna.

Korzystając też z dobrodziejstw, pod względem infrastruktury – politycznie skonfigurowanych autostrad i innych szybkiego rodzaju dróg, łatwo było się dostać z Gdyni do Jasła, dokładnie w ciągu 7 godzin i 15 minut (czyli w takim czasie, jaki wskazywał „szpieg” Google).

– Polski ma nie być – tłumaczył mi inny znajomy, czytający książkę Albina Siwaka (tak, tego Siwaka). Wpierw zszokowała mnie ta informacja, a następnie, wskutek omawianych kolejnych stron owej lektury, zrozumiałem: – Nic nowego. W historii tego kraju takie wydarzenia miały miejsce. A, że historia lubi zataczać koła, mimo wszystko, pozycję należy polecić (Chciałbym dożyć takich dni, Warszawa 2013). Szokowały mnie codziennie podawane informacje, o których u Siwaka można przeczytać, myśląc wpierw, że to treści, o których raczej mówi się w ogólnopolskiej katolickiej rozgłośni. A jednak nie! Komunista, zaangażowany aparatczyk, a wcześniej wykonujący 300% normy robotnik, działacz Komitetu Centralnego PZPR, w końcu ambasador, „wykopany” z SLD przez Leszka Millera, mówi tak samo, jak zaproszeni do wieczornych audycji wspomnianego wcześniej radia profesorowie jednakowoż katolickich uczelni.

Wszystko to nie zmienia faktu, że obecna sytuacja geopolityczna Polski wskazuje na głębokie zastanowienie się nad mocno sugestywnym stwierdzeniem Piłsudskiego: „Albo Polska będzie wielka, albo nie będzie jej wcale”. I nie bez znaczenia jest tutaj fakt omawianego wymierania Jasła, a także wielu innych, tego pokroju miasteczek. Z drugiej strony, w jaki sposób miasto ma się rozwijać, skoro odpowiedzialni za ten stan wpatrzeni są bezkrytycznie w siebie lub, co najwyżej, w swoje partyjne i/albo ideologicznie powiązane towarzystwo? Ale fakt ten nie powinien nikogo dziwić, wszak to typowe zachowanie występuje często w prowincjonalnych miasteczkach, co wynika głównie z mentalności działaczy, a w dalszej kolejności związane jest z kiepskimi zdolnościami wykorzystywania swojego rozumu.

À propos szoku. Po przeczytaniu niegdyś książki Naomi Klein Doktryna szoku (w oryginale: The Shock Doctrine: The Rise of Disaster Capitalism), nie dziwią mnie już katastrofy smoleńskie, gibraltarskie, September eleven, i inne takie. Również polecam na długie, zimowe wieczory. Niegdyś, Bogusław Wołoszański wspominał o pewnych wydarzeniach historycznych w TVN-ie.

Wpis ten miał mieć wielowątkowe spojrzenie (wejrzenie) w teraźniejszość. Obawy moje o nieprawidłowe rozumienie „wielowątkowości” są na tyle uzasadnione, że Gdynia i Jasło odstają od siebie znacząco, o czym będzie można przeczytać następnym razem.

W kontekście… Krakowa.

Komentarze

Komentarze