Ojczyzna i polszczyzna
Z tematem niniejszym „gryzłem się” cały czas, bo tak naprawdę, nie wiedziałem, jak kąsać, żeby się poddał. Jednak, kiedy wczoraj przeczytałem na jednym z portali ogłoszeniowych o „koszu Mojrzesza” do sprzedania – upadłem i stwierdziłem, że:
- Poziom nauczania w, tak zwanych przez mojego licealnego wychowawcę, pipidówkach, spadł. (Gdzie te czasy, że za trzy „ortografy” oblewało się maturę?)
- Ludzie nie czytają książek (a w każdym razie o wiele za mało).
- Naród nie dba o wszelkiego rodzaju poprawność, a tym bardziej związaną z szeroko pojmowaną polszczyzną.
Książka. Ojczyzna – polszczyzna. Ortografia, gramatyka, stylistyka (fot. pixabay.com)
Ortografia
Nie ukrywam więc, że miałem szczęście trafić na przyzwoitych nauczycieli, ale – z całym dla nich szacunkiem – najwięcej zawdzięczam początkom pracy edytorskiej i korektorskiej przy „Kościółku”, a później „Amplitudach”, czyli Grześkowi. Gdy zaś chodzi o stylistykę i interpunkcję, przy Marcie nauczyłem się więcej niż przez wszystkie lata państwowej edukacji. A wystarczyło tylko parę nocy nad tekstami, do czwartej nad ranem. Ortografię, natomiast, zawdzięczam sobie oraz „Panu Samochodzikowi”, we współudziale z Sherlockiem Holmesem (Arthura Conan Doyle’a). I, jak sam zaznaczam wielokrotnie, jednej więcej przeczytanej książce. No, może dwóch. Wystarczy przeczytać wszystkie przeze mnie wspomniane, a to i tak niewiele.
Dlatego, z wielką przyjemnością, zwrócę Państwa uwagę na najczęściej wpadające do moich uszu słowa oraz stwierdzenia, które powodują wielki ból duszy, jak również wspomnianego narządu słuchu.
Na marginesie, pragnę dodać, że ze słowem pisanym jest zdecydowanie łatwiej, gdyż poprawki nanosić można aż do chwili ostatecznego wydruku. Natomiast na portalach internetowych, błędy poprawiane są na bieżąco, a najczęściej od momentu pojawienia się krytycznego komentarza.
A mowa? Taka polszczyzna mówiona, która idzie w eter, jawi się olbrzymimi lapsusami językowymi, nawet w ogolnopolskich telewizjach, na przykład, „dzisiej”, „cza wygrać wybory” itp. Niektóre można tłumaczyć stresem, tremą, i wybaczyć. Ale, jeśli Pan/Pani, występujący/a, w co drugim słowie używa stwierdzenia: „burmiszcz”? Albo „(obce) biedne ludzie”?
Przypadki
Zupełnie nieodosobnione, albo też: niezupełnie odosobnione (jak widzicie – różnica jest subtelna) są sytuacje, z którymi nader często wypada nam się s(po)tykać w codzienności. Sądzę, że wśród Czytelników znajdą się krytykanci stawianych tez, stąd też zmuszony jestem, aby zastosować proste prawo dowodu. Przedstawiam więc kilkanaście zwrotów i wyrażeń, które mnie osobiście dotknęły – o tyle mocno, gdyż używającymi je personami były te z „magistrem” przed nazwiskiem (kolejność chronologiczna).
- Odnośnie kiedy poszło.
- Przekierunkowana poczta.
- Szczego wynika tryb?
- Ony są dobrze zrobione.
- Tam, co pisze. (I zwrot rodzimy: Gdzie to pisze?)
- Wyłanczało.
- Ja rozumie.
- Te drzwiczki trzeba wziąść.
- Są takie niuansy.
- W czech przypadkach (prawie jak wspomniany wyżej burmiszcz), ale były i „zaszczerzenia”.
- My raczy wolimy…
- Upłynął rok (tydzień) czasu.
i klasyczne:
- W cudzysłowiu.
Nie będę przedstawiał prawidłowej pisowni (wymowy), bo nie moja w tym rola. Rola „owych” się już skończyła. Niestety, z wynikiem miernym. To prawie jak ja, który maturę z polskiego zdałem ledwie „na trzy”.
Wcale nie przeszkadza mi to dziś, aby bawić się słowem, wymyślając w wolnych chwilach „czas przeszły ciągnący”, albo stwierdzić, że skoro „nie ma dat, nie ma dni”. Taki soczysty, polski, językowy free style, o którym jeszcze wiele zostanie tutaj napisane.
PS
Jakąś ironią losu był e-mail otrzymany dziś od ubezpieczyciela grupowego, w którym zaoferował „50% rabatu na usługę wymiany i wywarzania”. Chwała marketingowcom PZU Pomoc S.A. za to, że wcześniej proponowali 25% zniżki na opony. Tylko dzięki temu (i fonetyce) zorientowałem się, o co chodzi…