Staje wąska granica, dzieląca przekorę, głupotę i pychę

Po raz kolejny przyszło mi zmierzyć się (sformułowanie to przypomina mi pamiętne wystąpienie marszałka Zycha z PSL-u: Nie po raz pierwszy staje mi, yyy, przychodzi mi stawać przed Izbą…) z tymi trzema, wskazanymi wyżej słowami.

Przekora, głupota i pycha

Przekora, głupota i pycha (fot. pixabay.com)

Niestety, temat dotyczy znów tej samej osoby, której nieraz udowodniony został brak racji. Uparty maniak brnie w bagno, przekorę, tonie, pogrąża się, w ogóle tego nie czując.

Przekorny?

Pewnie złośliwy. Ktoś świadomie zadający cios, ból… Mimo swojej niewiedzy, mający odmienne zdanie.

Głupi?

Niby każdy wie, a tak naprawdę? Nikomu nie mówimy wprost, że brakuje mu rozumu, bo można kogoś obrazić. Ów pójdzie do sądu, wygra sprawę i trzeba będzie płacić. Żaden głupek też nie przyzna się, że coś z jego mózgiem jest nie tak.

Pyszny?

Jeden z grzechów głównych. Niedoceniany wielce, duszpasterstwo mówi o nim rzadko (o innych, zresztą, też). A szkoda.

Lepiej z mądrym zgubić…

Tak myślę, że może to jednak pycha każe temu i owemu, z uporem maniaka (głupka), trwać przy swoim twierdzeniu, mimo że wszelkie inne znaki na ziemi i niebie, a także całe tzw. orzecznictwo sądowe mówi, że jest inaczej?

Pycha, tak czuję, jest jednak oznaką ludzi, którzy wyżej zostawiają ślad określonej czynności fizjologicznej niż umiejscowiona jest odpowiedzialna za owo działanie część ciała (istnieje krótsze, potoczne określenie, które jednak sobie daruję, zachowując określony poziom treści).

Py(u)szenie się następuje wskutek świadomego postępowania (i tu przechodzimy do przekory): „Robię to celowo, z premedytacją kłócę się, nie dopuszczam innego zdania, choć czasami wiem, że nie mam racji”.

A zatem zostaje głupota. Najczęściej występująca współcześnie postać człowieka-matołka, któremu wydaje się, że wie wszystko, a tak naprawdę, ograniczony, konkuruje z poziomem niedorozwiniętego siedmiolatka.

Dyskusja

Zadałem dziś pytanie koledze, który spierał się z kimś, niemającym zielonego pojęcia w temacie, o szczegóły ustawy o prawach autorskich: Próbowałeś kiedykolwiek przekonać idiotę o tym, że ów faktycznie jest idiotą? Stwierdził, o dziwo, że tak. – Próbowałem.

W tym momencie wyraziłem wobec niego swoje współczucie, i to nie tylko w tej sprawie. Jakoś mnie nie dziwi, bo faktycznie, ludzie podejmują przeróżne, niezrozumiałe kroki (sam byłem świadkiem, kiedy klient w markecie próbował przekonać kasjerkę, że za większego ananasa winien zapłacić tyle samo, co za mniejszego, bo niby tak napisane było na etykiecie. Po pięciominutowej dyskusji z panią przy kasie – czekam cierpliwie w kolejce – powiedział, że w „Biedronce” i tak są tańsze. Wówczas pomyślałem, że jedyną reakcją powinno być walnięcie go w ten mało inteligentny czerep leżącym na taśmie większym ananasem, ale z racji osobistych tego nie zrobiłem).

Ja się jednak wycofuję. Nie tracę sił i energii (poza niezbędną walkę o swoje dobro, co najczęściej kończy się wysoce kwiecistym, udokumentowanym dowodami i przepisami pismem, którego treść przychodzi mi na myśl z wielką prostotą i przyjemnością), bo to bez sensu. Więc pajaca, starszego ode mnie przynajmniej o 15 lat, nie walnąłem, ani nawet nie odezwałem się słowem jednym. Po pierwsze – szkoda gardła, po drugie – nie ma się co denerwować.

Sedno?

Czyjeś 100 procent energii, poświęcone w celu utrudnienia mi życia, powoduje moją przyjemność odjechania mu treścią adekwatną, czyli odwrotnie proporcjonalną.

Żal wzbudza we mnie ogromny, kiedy półgłówek, zajmuje swój marny czas, próbuje wykrztusić z resztek swoich szarych komórek coś, co i tak ma wartość zerową.

Mawiał mój wychowawca w „ogólniaku” wpierw: Pan Bóg nie każdemu dał po równo. A następnie uzupełniał: Idźcie pod balaski pomodlić się o rozum! – mając to samo na myśli, co w pierwszym twierdzeniu.

Wychodzi na to, że:

  1. Nie wszyscy czytali Pismo Święte (Bóg w rozmowie z Salomonem obiecał, że da mu wszystko, o cokolwiek poprosi: >Proś o to, co mam ci dać<; por.: 1 Krl 3, 9) i nie prosili (nie poszli pod balaski).
  2. Nie wszystkie szkoły mogły mieć zatrudnionego nauczyciela, profesora T. K.
  3. Niektórzy spróbowali swoich sił, zapisując się do partii.

Skutki są, jakie są, czyli, zazwyczaj, opłakane.

Komentarze

Komentarze