Jazdy bez trzymanki – part 2

Vivaldi, Lana del Ray, emocje, muzyka klasyczna (fot. by pixabay.com).
Mam chwilę wolną – to nie zdarza się często. Podczas kolejnej jazdy bez trzymanki włożyłem słuchawki do uszu, co nie było trudne, nawet z uwagi na panujący tu półmrok. Dostęp do sieci internetowej jest nieoceniony, w każdym (niemalże) miejscu i czasie, jednakowoż umożliwiający wybór opcji wysłuchania (obejrzenia) czegokolwiek – praktycznie nieograniczony.
Włączam Vivaldiego, dostosowując tempo utworów do stylu jazdy kierowcy busa. Z zamkniętymi oczami – wydawało mi się – że jakoś nawet to współgra. Zaczęło mi jednak przeszkadzać, że dźwięki instrumentów słyszę totalnie dziwnie, pod czaszką.
- Może źle włożone? – myślę.
- Nie, nie o to chodziło…
- A kanały? Może nie to ucho wyposażyłem w kanał lewy, a prawy w lewe? Wszakże ciemno było…
- Przekładam. Ooo! Teraz orkiestra brzmi prawdziwie: smyczki, trąbki, klawesyn i wokal czuję, że są na swoim miejscu, na wyimaginowanej przed zamkniętymi oczami scenie.
Czuję wewnętrzną radość, że aktualnie odtwarzane „Stabat Mater For Alto Solo” wybrzmiewa w środkowej części głowy, a nawet lekko z tyłu.
W połowie drogi doznałem jednak po raz kolejny mało przyjemnych odczuć, wynikających z gwałtownego hamowania, przyspieszania, pokonywania zakrętów z prędkością zbyt dużą. Dlatego, aby zrównoważyć emocje, wybrałem internetowe granie, klikając w dyskografię Lany del Ray – zrobiło się miło, na zasadzie interferencji fal, dzięki wysłuchanym Art Deco, Dark paradise, Gods and Monsters, Godknows I tried…
Zdecydowanie potrzebuję lepszej klasy słuchawek.