Konkurencyjna jazda „bez trzymanki” busem

Konkurencyjna jazda busem „bez trzymanki” Sylwester Wilk, okiem wilka.pl

Konkurencyjna jazda „bez trzymanki” (fot. by pixabay.com)

Bus to nic innego jak autobus.

Wybrałem się, nie po raz pierwszy zresztą, w niedaleką podróż z miasta J. do miasta R., po raz kolejny tym samym środkiem lokomocji, zwanym „busem”. Generalnie, nie mam nic przeciwko „busom”, jak też przeciwko większości kierowców (nie tylko busów), gdyż – jak dobrze pamiętam z drogowego kodeksu – bus to nic innego jak autobus, tyle że mniejszy (troszkę, lub więcej niż troszkę). Przypadło mi w udziale jechać akurat takim pół-autobusem – jakieś 30 miejsc ogółem, w tym około 23 siedzące.

Niechcący, właśnie w tym dniu, z uwagi na pilne zadanie do wykonania, postanowiłem wziąć ze sobą laptopa, aby w czasie półtoragodzinnej podróży w jedną, i tyleż samo w drugą stronę – móc nieco popracować – czyli „napisać coś sensownego”.

Na różnicy między busem a autobusem mogę się nie znać. Nie mam prawa jazdy kategorii D. Mogę też nie odróżniać kierowcy busa od kierującego autobusem – moja wina, moje nieuctwo, więc sporo rzeczy może mnie się „tylko wydawać”.

Otworzyłem pokrywę laptopa – ciasno. Nie da się. Dobra – spróbuję bokiem. Da się – krzywo, bo krzywo, ale jakoś ujdzie. Laptop na sąsiednim siedzeniu (dobrze, że nie było pełnego stanu) – coś tam piszę. W każdym razie – próbuję pisać, gdyż lewa ręka – czuję – nie pracuje wprawnie, a w każdym razie nie tak, gdy siedzę przy kuchennym stoliku: tam wszystko współgra idealnie. Każdy palec wie, za którą literę klawiatury jest odpowiedzialny.

Mało, że ciasno, źle, palce lewej ręki nie pracują dobrze, bo pole manewru lewej ręki ogranicza siedzenie obok, to jeszcze rzuca: w lewo, w prawo, w przód. Super, że z tyłu ktoś zaprojektował oparcie. Jazda „bez trzymanki”. W busach tej firmy nie doznałem jeszcze takich wrażeń, choć jadę nie pierwszy raz. Przyspieszanie, hamowanie, skręcanie, hamowanie, przyspieszanie, nagle, gwałtownie. Jest pasażer (na przystanku)? Nie ma? Chce jechać? Nie chce? Szok. W dzisiejszych czasach… Myślę sobie – katastrofa.

Po piętnastu kilometrach zrobiło mi się słabo, niedobrze, poczułem mdłości (choć ostatni raz tego rodzaju uczucie pamiętam z licealnej wycieczki, co miało miejsce jakieś dwadzieścia pięć lat temu).

Wyłączyłem laptopa, zamknąłem oczy, i z całych sił starałem się panować nad odruchami fizjologicznymi. Próbowałem zasnąć.

Konkurencja

O co tak naprawdę chodzi, wyjaśniło się – mniej więcej – w połowie drogi, w miejscowości S. Bus, którym jadę, zatrzymał się za autobusem (zgodnie z przepisami) w zatoczce przystankowej, zostawiając miejsce dla następnych pojazdów (zatoczka była długa). Jak się okazało, bus konkurencji nie skorzystał z uprzejmości, a zatrzymał się na pasie ruchu, wysadzając pasażerów i, z otwartymi drzwiami, blokował wyjazd stojącym w zatoczce obydwu pojazdom. Ogromnie zbulwersował się kierujący busem, w którym siedziałem. Nawet oczy wówczas otworzyłem, gdyż słysząc (prawdopodobnie wykrzyczane do mikrofonu służbowej stacji CB) słowa: „To tak się jeździ??? Blokuje się wyjazd???”, zwróciłem uwagę, iż (faktycznie) zachowanie konkurencji było chamskie, nie wspominając o bezpieczeństwie pasażerów. Wygrana na trasie pojazdu N nie trwała długo, gdyż w tej miejscowości rozmijają się trasy konkurencyjnych „busowych wozów wyścigowych”, stąd na czele znów stanął pojazd marki M.

W każdym razie, kolejne pół drogi upłynęło mi na słuchaniu głośnej konwersacji kierującego z pasażerami z siedzeń w przedzie pojazdu, wyrażaniu pozytywnych aspektów korzystania z firmy M, jej punktualności i wszelkich innych negatywnych zjawisk, którymi obarczona jest firma N, oraz na mojej próbie zatajenia owej całej rzeczywistości (choćby) kilkuminutową drzemką.

Puenta wyścigu

Tę, nieco przydługawą historię, pragnę zakończyć dwiema puentami.

Otóż, po pierwsze, bus firmy N „dogonił” nas już w miejscowości C., a następnie został zatrzymany przez Inspekcję Transportu Drogowego w miejscowości B. Wieść gminna niesie, że ktoś z premedytacją zawiadamia służby ITD o przedstawionych przeze mnie sytuacjach – a kto w tych sprawach dzwoni? Nikt jeszcze nie wie. I tak kontrolowani bywają wzajemnie, prawie codziennie, za pośrednictwem ITD: raz N, a raz M. Pozytywne jest to, że dojechałem bezpiecznie do punktu R., czyli żyję!

Autobus PKS Jasło

Autobus PKS Jasło (fot. http://www.pksjaslo.com.pl)

Po drugie, tak nawiasem mówiąc, z tego, co mi wiadomo, jakieś piętnaście minut później jedzie autobus pekaesu. Tą samą trasą, w to samo miejsce. Raz nawet skorzystałem z tej opcji. Duży autokar, więc nie poszaleje, przyspieszenie marne, pasażerów niewielu, miejsca więcej, o automatycznej skrzyni biegów można tylko pomarzyć…

Instynkt życia podpowiada mi, aby następnym razem skorzystać z opcji spokojnej i bezpiecznej.

Zdecydowanie bardziej.

Choć prawie dwa złote droższej…

Komentarze

Komentarze