Tępaków portret własny

Tępaków portret własny
Tępak tworzy sobą portret (fot. pixabay.com)

Tępaków nie brakuje wokół. „Drewniok” (jak mawiał mój licealny wychowawca) ma tę główną cechę, że wygórowane ambicje nie mają pokrycia w rozumie oraz inteligencji. Często zdarza się, że do tego tercetu pojęć dołącza znamienny fakt – tępak został wybrany w wyborach powszechnych i rządzi albo jest dyrektorem, kierownikiem itp. Co gorsze – każdy z nich wprowadza swoje pomysły w życie, bo chce się wykazać. Tragedia. Znak naszych czasów.

Dlaczego tak wysoko zaszedł?

A właśnie dlatego, że jest tępakiem i nie ma ambicji, nadrabiając tenże brak zainteresowaniem innymi ludźmi – robi więc karierę, opierając ją na delatorstwie, aktorstwie, pozoranctwie, czyli na odgrywaniu tego, w czym jest dobry – wątpliwej treści komedii. A że jest przedstawicielem tej grupy danych, którą prezentuje lewa strona krzywej Gaussa, i z tego powodu niewiele może sam, próbuje żyć życiem innych. Wchodzi w rolę obserwatora, nierzadko naruszając granice staje się obserwatorem uczestniczącym. Analizuje, wyciąga wnioski (błędne, przecież mózg w tym przypadku ma swoje ograniczenia, mocno zaciśnięte w wąskim obszarze), i co najgorsze prezentuje wyniki swoich obserwacji jako dogmat wszystkim zainteresowanym (mniej lub bardziej). A owi łykają newsy jak miś michę miodu.

Ale w jaki sposób obserwator-donosiciel może się zająć swoim życiem, skoro jego edukacja zakończyła się na nowelach typu „Janko Muzykant”, albo bajeczkach o Czerwonym Kapturku?
– Włącz serial w telewizji – to dla ciebie karma!
– Głupoty piszesz! – powie mi niejeden. – Przecież on skończył studia!

Właśnie: studia

Dla mnie skończenie studiów jest jak oddychanie – takie zaspokojenie funkcji życiowych z kategorii potrzeb, które mogą się przydać, z czego oddychanie jednak bardziej. Można dostać dyplom i być nadal tępakiem. Można też oddychać i żyć. Ale co to za dyplom i co to za życie?

Przychodzi mi na myśl w tej chwili Herbert, więc cytuję sobie pod nosem:[…] Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana
(Marek Tulliusz obracał się w grobie)
łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy
dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu
składnia pozbawiona urody koniunktiwu […].

Włącz myślenie!

Zwykłem powtarzać, że przy odrobinie wysiłku nawet małpę można nauczyć szczekać. Myślenia się nie nauczysz, nie wykujesz „na pamięć” – myślenie się kształtuje (i tu właśnie jest pełna dowolność, a potem często, niestety, mamy do czynienia z opłakanymi skutkami tejże do-wolności)… Trzeba czytać, porównywać wiele źródeł, zestawiać opinie z innymi wyrażanymi na ten sam temat, do tego dołączyć krytyczne spojrzenie i na końcu cieszyć się oczekiwanym, własnym oglądem na sprawę. I to nas właśnie różni od zdecydowanie mniej inteligentnych małp.

Odnosząc się do cytowanego wyżej poety Zbigniewa, przypomniała mi się znowu licealna lekcja, na którą moja edukatorka od rodzimego języka poleciła przynieść trzy teksty wierszy Herberta: „Potęga smaku”, „Przesłanie Pana Cogito” i „Przesłuchanie anioła” (w owych czasach nie drukowano jeszcze tekstów tego autora w podręcznikach). Kiedy po pięciu minutach wstępu do lekcji mentorka zorientowała się, że mówi do pustki, zapytała:
– Teksty macie?
Odpowiedziało jej milczenie.
– Jedynka. Teksty masz?
– Nie, pani profesor.
– Pała.
– Dwa?
– Nie mam.
– Pała.
I tak doszła do numeru trzydzieści.
– Teksty? Zagrałem va banque. – Mam w głowie.
– Proszę recytować „Przesłanie Pana Cogito”.
– Dwa znam na pamięć, z trzech.
– Więc proszę.
– Ale tego akurat nie.
– Pała.

Od tego czasu moja gra w totolotka nie miała najmniejszego sensu.

Dust in the wind

Wracam do tematu. Gdyby, zamiast na innych, tępak skupił się raczej na sobie, niewątpliwie korzystniej wpłynęłoby to na środowisko, jego wydajność osobistą (w pracy też, a może przede wszystkim), że o kulturze nie wspomnę. Wszystkim zainteresowanym kimś w jakimkolwiek aspekcie chciałem powiedzieć, że nie warto sobie głowy zaprzątać. Bez sensu. Ja, na przykład, mam się świetnie i, jak każdy mi podobny człowiek, jestem jedynie „dust in the wind”.

Dokładnie jak w piosence Kerry’ego Livgren’a:

[…] Don’t hang on, nothing lasts forever but the earth and sky
It slips away, and all your money won’t another minute buy.
Dust in the wind, all we are is dust in the wind […].

Co więcej: jestem świadomy tego przejściowego stanu, zwanego życiem.
Głowę mą zaprzątam na razie sobie sam, bo mam, na przykład, plan na kilka kolejnych książek (niektóre już prawie gotowe), więc niech się boją raczej ci, którymi ja się zainteresowałem.
Co mnie łączy z kimś, mnie łączy – jest moje i jego, zatem jedynie ów ktoś wymagać może ode mnie proporcjonalnie do rodzaju i stopnia zażyłości. Masz coś do powiedzenia? Powiedz to. Porozmawiamy.
W innym przypadku – odpierwiastkuj się.

Komentarze

Komentarze