Trochę o śmierci…

… która każdego czeka, a o której każdy stara się zapomnieć (nie pamiętać)…

Szczęśliwej drogi już czas

Szczęśliwej drogi już czas (fot. pixabay.com)

W jednej z kilkuset dostępnych na platformie cyfrowej stacji telewizyjnych, jednej z kilkudziesięciu, oferujących ucztę muzyczną dla smakoszy starych, dobrych polskich przebojów, usłyszałem przed chwilą Ryśka Rynkowskiego i jego „Szczęśliwej drogi już czas”. Piosenka jest o tyle mi bliska, gdyż zadedykowała mi ją, między innymi – świętej pamięci – babcia, z okazji moich osiemnastych urodzin, co widziałem i słyszałem w koncercie życzeń, prezentowanym w regionalnej Telewizji Rzeszów.

Parę lat później, przed moją, bodajże, dziesiątą pieszą pielgrzymką do Częstochowy z Rzeszowa, żegnając się już z mocno schorowaną, mieszkającą w Jaśle, u moich rodziców, babcią, wieczorem, dnia poprzedzającego poranny wyjazd pociągiem przed czwartą rano, usłyszałem od niej słowa: „Szerokiej drogi”. Chyba do dziś nie rozumiałem znaczenia ich treści. Wydawały mi się nawet nieco niepasujące, nieadekwatne do charakteru wyprawy. Wszak „szerokiej drogi” życzy się tym, którzy gdzieś wyjeżdżają – daleko.

A jednak…

W trzecim dniu pielgrzymki dostałem wiadomość, że babcia zmarła.

Dziś, zestawienie słów „szczęśliwej drogi już czas” i „szerokiej drogi” stało się dla mnie synonimem, którego pewnie jeszcze nie rozumiem do końca, ale który już mówi mi zdecydowanie więcej niż wtedy. A to już coś.

***

Całkiem niedawno zarzucone mi zostało, że z moich tutaj publikowanych tekstów wypływa ogromny pesymizm, malkontenctwo i tym podobne smutki.

Podczas niedawnego pobytu w obcym mieście, jakieś sześćset kilometrów na północ w linii prostej, zdarzyło mi się uczestniczyć w pewnym zdarzeniu, które – zaznaczam – zakończyło się szczęśliwie, choć nie musiało.

Szukałem przy Rynku Zygmunta Augusta pewnego budynku. Ścisłe centrum miasta, niewiele mniejszego od Jasła. Analizuję zza kierownicy każdy znak, obserwuję styl jazdy kierowców. Po kilkunastu minutach widzę, że to jest jakaś tragedia. Jeżdżą jak nieopodal ci z rejestracjami R.R, R.R. Środkowa kropeczka ma znaczenie, choć niewielkie. Towarzysz podróży (żona) mówi: „Nie denerwuj się, oni są u siebie”. No, świetne usprawiedliwienie…

Wjeżdżam na skrzyżowanie, sporo dróg jednokierunkowych, rozglądam się – mam pierwszeństwo. Dokładam do tego spojrzenie z prawej – potencjalny zabójca ma znak „Stop”. Jadę więc z pierwszeństwem.

Hamuję. Przypomniałem sobie momentalnie dawny dowcip o pomniku przy skrzyżowaniu, na którym napisano: „Tu zginął pieszy, który miał pierwszeństwo”.

Przemknął mi „potencjalny zabójca” przed maską, z prędkością jakichś trzydziestu kilometrów na godzinę. Zdążyłem tylko lewą rękę podnieść, co matołek widział, pokazując mu, co myślę o jego braku myślenia, totalnej głupocie, a w efekcie debilizmie totalnym.

Takim ludziom powinno się odbierać prawo jazdy. Pijany jest karany „tylko” za to, że jest pijany, a głupi nie jest karany za to, że jest głupi. Ciekawe?

Chyba najwyższy czas kupić kamerkę do samochodu i nagrywać zabójców…

***

Tym samym, wszystkim smęcącym, że ja smęcę, polecam używanie wyobraźni. To subtelne, aczkolwiek wyrafinowane narzędzie, potrafi wskazać, że gdybym znalazł się na tym skrzyżowaniu dwie sekundy wcześniej, zapewne bylibyście na pogrzebie. A może dwóch, trzech? Albo na jednym – troje za jednym zamachem jakiegoś debila.

***

Nie rozumiecie zestawienia dwóch – wydaje się – obcych zupełnie historii? Piszcie. Chętnie wytłumaczę.

Komentarze

Komentarze