Wredny ojciec

Matka Polka ma już dość

Matka Polka ma już dość (fot. Anna Bedyńska / Agencja Gazeta)

Feministki głośno krzyczą, najczęściej o tym, jak kobietom źle jest na tym świecie, i jak bardzo (oraz wszędzie) są one (kobiety) dyskryminowane.

z dedykacją dla wymiaru sprawiedliwości

W polityce domagają się parytetów, w pracy wyższych wynagrodzeń, w życiu codziennym większych swobód (włączając w to absurdalne postulaty, które przemilczę z uwagi na szacunek do kobiet faktycznie broniących swoich praw, a nie skrajnie, ze względu na płeć, napalonych idiotek).

A moje oko wskazuje, że mężczyźni też są dyskryminowani. W niektórych sferach chyba nawet bardziej.

Rossmann (fot. ja)

Jedna z drogerii zachęca do zakupów, gdyż traktują elegancko kobiety w ciąży, obsługując je w pierwszej kolejności. Swoją drogą, jedna z niewielu pozytywnych i pożytecznych pozostałości po poprzedniej epoce, jak obsługa bez kolejki krwiodawców, z dzieckiem na ręku, kombatantów – kto dziś na to patrzy?! Kto przepuszcza takie osoby bezpośrednio do kasy?! Coś się jednak zmienia na lepsze, bo niektóre duże sieci handlowe już wprowadziły „kasy pierwszeństwa”.

W przytoczonej drogerii może i akcja ładnie wygląda na plakacie, natomiast w praktyce jest już gorzej: w jednym przypadku spotkałem się z sytuacją, że pracownik faktycznie otworzył drugą kasę, zauważywszy uprzednio kobietę w ciąży, oczekującą w kilkuosobowej kolejce. Może zbyt rzadko chodzę tam na zakupy…

Powyższe, mimo wszystko, stanowi pozytywny przejaw dyskryminacji ze względu na płeć. Prawdziwy, negatywny jej obraz stanowi akcja zorganizowana w oddziale dużej firmy. Ogłoszono konkurs plastyczny dla dzieci pracowników, pod dyskryminującym tytułem: „Moja mama pracuje w […]”. Wpłynęło prawie sto prac, a każde dziecko otrzymało dyplom i upominek, bo przecież „trudno było wybrać najpiękniejszą”. Zastanawia mnie teraz, jak się czują ojcowie zatrudnieni w […], którzy pozbawieni zostali możliwości malowniczego ujęcia przez osobiste dzieci pracującego taty. A jak one, które przy tej okazji nie miały szansy na odebranie dyplomu i upominku?

Świadomość współczesnego rodzica płci męskiej wygląda zdecydowanie inaczej niż kilkadziesiąt, a nawet kilkanaście lat temu. Świadomość dzisiejszego ojca poparta jest wieloma pozycjami książkowymi, powstają internetowe portale dla ojców – źródeł, z których czerpać można wiedzę świadomego ojcostwa jest aż nadto.

A tu? Kolejny przykład. Jadę sobie z dzieckiem (a co?!) do sklepu. Chciałem zaparkować blisko wejścia. Widzę, że nawet specjalnie z taką myślą (o zakupach z dziećmi) powstało kilka miejsc.

Kaufland - parking dla mam

Kaufland w Jaśle – parking dla mam (fot. ja)

Miałem wątpliwości, czy mogę. Naprawdę!

Pozwolę sobie więc z(n)awołać „społecznych ślepców” do nieco szerszego spojrzenia, na przykład na chodniki, skwery, parki, gdzie często zauważyć można spacerujących ojców, prowadzących wózki ze swoimi pociechami, jeżdżących na zakupy, a nie tylko matki!

Nic z tego, skoro świadomość innych odpowiedzialnych (jak to zwykłem określać) za „coś tam”, tkwi nadal w poprzednim systemie myślowym, albo jeszcze wcześniej: ojciec ma zarabiać, naprawiać popsuty kran, pić piwo w garażu, oglądać telewizję – opiekę nad dzieckiem zostawić należy wyłącznie matce.

Kaufland. Pół roku później. (fot. ja)

No, właśnie. We wczorajszych (11.07.2016 r.) „Wiadomościach” w TVP1 przeleciały mi przed oczami obrazki płaczących „matek – Polek”, bo „ojciec dziecka nie płaci alimentów”. Z uwagi na składaną okolicznościową wizytę, zajęty byłem bardziej rozmową z domownikami niż treścią informacji, która – jak się domyślam – nie odbiegała od sugestywnych określeń zamieszczonych w zdaniu poprzednim.

Wypowiadało się grono „fachowców”, z uwzględnieniem speców od rejestrów długów, kredytów, komorników, przeplatanych skrupulatnie cyframi pokazującymi wysokość zaległości alimentacyjnych oraz obrazkami bawiących się dzieci, wszystkich zastanawiających się, jak wyegzekwować kasę od wrednych ojców.

Wzruszające.

Mnie bardziej jednak od współczucia dla płaczliwych matek zastanawia fakt, dlaczego w Polsce liczba niepłacących alimenty sięga około 260 tysięcy (dane według BID InfoMonitor). Nie kochają swoich dzieci? A może uważają, że zasądzone alimenty są zbyt wysokie, a nadwyżkę matka dziecka z uśmiechem na twarzy wydaje w pobliskiej galerii handlowej na ciuszki dla siebie, wraz z eks-mamusią, zaraz po wpływie kolejnej raty na konto? Pewnie niektórzy nie mają z czego płacić, a są też tacy, co mają sprawę „gdzieś” i, jak to się ładnie określa, uchylają się (czytaj: pracują na czarno, za granicą, w konsekwencji czego żyją godnie).

Kochane, acz płaczące dziecko

Kochane, acz płaczące dziecko (fot. pixabay.com)

A może, po prostu, istnieje konflikt w wymiarze ideowym, społecznym, ale i prawnym, pomiędzy pojęciem „uzasadnionych potrzeb małoletniego” a „zdolnością zarobkowania”?

A może warto byłoby się zastanowić nad opcją „faktycznie poniesionych wydatków”, podlegających, oczywiście, właściwej kontroli, poprzez zestawianie ich z ogólnie dostępnymi danymi statystycznymi, wskazującymi na rzeczywiste potrzeby dziecka w określonym wieku?

W kraju nad Wisłą przyjęło się, że człowiek z zasądzonymi alimentami nie ma prawa do posiadania, na przykład, samochodu, bo to „dobro luksusowe” jest. Okej, może być właścicielem pojazdu, ale skoro go stać na auto, stać go zapewne na jeszcze wyższe alimenty. I tak ze wszystkim: z wczasami w Grecji (nawet choćby miały się okazać tańsze niż w Gdańsku – zresztą, jakie wczasy??? Helloł?!), stanem rachunku itp.

Oskubać do zera – taki obowiązuje system. Nie: „Zapewnić utrzymanie dziecku”, ale właśnie: „Oskubać wrednego ojca do zera”. Skoro taka panuje idea, nie dziwię się, że w Polsce jedynie 20 proc. zobowiązanych rodziców alimenty płaci regularnie. I podwójnie nie dziwię się niepłacącym. Tak samo nie dziwię się mężczyznom przepisującym majątki swoim kochankom, co sugeruje nishka (http://www.nishka.pl/dosc-przekretow-sprawie-alimentow/).

Ale skoro normę wypełnia co piąty, coś jest nie w porządku. Z samym niepłacącym? Czy może jednak z „systemem”? Analogicznie sprawa wygląda, nie przymierzając, z abonamentem radiowo-telewizyjnym. Przynajmniej komornicy mają pracę i… pieniądze.

Obraz „biednej matki – Polki” podtrzymywany jest przez sądowe instancje, usprawiedliwiany potrzebami małoletnich i ich samych zaangażowaniem, a prawie wcale nieporadnością owej „poszkodowanej przez los” i, przede wszystkim, przez byłego męża. O dziwo, przed sądem okazuje się, że potrzeby małoletniego wzrastają w związku z, tak zwanymi, możliwościami zarobkowymi i zasobnością portfela ojca, a nie wskazuje się przy tym możliwości, a i czasami lenistwa matki (sorry, kobiety też, nie wszystkie są idealne).

Poniekąd, takie sędziowanie mnie nie dziwi, bo mieszkałem ze studentami prawnikami w akademiku, znałem innych z sąsiedniej uczelni (niestety, wielu z nich, jednych i drugich, orzeka nadal i wciąż w sądach), w rozprawach sądowych uczestniczyłem już pewnie ze sto razy, miałem więc kontakt z bracią adwokacką i sędziowską. Nie o wszystkich wiedzy i mądrości zdanie mam pozytywne. Ale cóż można poradzić, gdy celem samym w sobie takiego osobnika jest uzyskanie statusu sędziego, a nie wydawanie mądrych wyroków.

Wiele lat temu spotkałem jednego z takich, który swoje powołanie określił mniej więcej słowami: „Kwaśniewski wręczył mi nominację. Jestem sędzią do końca życia. Mogą mnie wszyscy teraz pocałować w d…”.

Zapewne, jak wszędzie, są wyjątki.

Do tego dochodzi dziwna konstrukcja przepisów prawa w Polsce, która pozwala na zupełną dowolność wyrokowania. I nie dziwi mnie, że w takich samych sprawach, w tym samym sądzie, czterech sędziów orzeka jednakowo, a piąty inaczej. Bez żadnych konsekwencji. No, więc, który dobrze, a który źle? Nie, nie istnieje pojęcie złego wyroku. Przecież w Polsce wyroki nie podlegają dyskusji, nie można ich oceniać, ani krytykować. Wyrok musisz przyjąć. Bo tak.

Te zauważone w ostatnich dniach przypadki stanowią, wielu powie, drobnostki, niemające większego wpływu na rzeczywistość.

Ale ja się nie zgadzam, bo obraz otaczającego mnie świata składa się z setek takich drobnostek i tworzy określoną całość.

Niestety, często stereotypową i nieprawdziwą.

Komentarze

Komentarze